Spotkanie członków Klubu Turystów Pieszych „Wiercipięty” (i
nie tylko…) w Muzeum przy ul. Staromłyńskiej.
W dniu 28 czerwca 2012 r. ok. godz. 16.30 grupa kilkunastu turystów zebrała się przy
wejściu do gmachu Muzeum Narodowego przy ul. Staromłyńskiej 27 aby pod opieką
przewodnika – Pani Weroniki Ryby (członka KTP „Wiercipięty”) – zapoznać się z częścią historii rodu
Gryfitów przedstawioną na wystawie pt. „Złoty wiek Pomorza”. Pani Weronika
opowiadała nam fascynujące historie z dziejów miejsca w którym mieszkamy.
Dowiedzieliśmy się kto jest przedstawiony na ogromnej oponie Croya. Usłyszeliśmy też o tym jak wielkim dokonaniem
było sporządzenie mapy Lubiniusa i jak wiele szczegółów ona zawiera (któż z nas
zwróciłby uwagę nie będąc w towarzystwie przewodnika , że można tam dostrzec
nawet herby rodów szlachty pomorskiej?).
Były zarówno historie romantyczne (np. o stosunku księcia Bogusława X do
Anny Jagiellonki) jak i historie niemal kryminalne (o knowaniach pierwszej żony
tegoż Bogusława zmierzających do nie przedłużania rodu). Powyższe osoby Pani Weronika doskonale nam
wychwyciła wśród tłumu możnych osób przedstawionych na „Drzewie
genealogicznym książąt Pomorza Zachodniego” Corneliusa Crommeny’ego
z 1598 (obraz to niebagatelny bo liczy sobie siedem metrów długości i przedstawia aż około 150 osób). Spoglądając
na portret Sydonii Borkówny z zainteresowaniem
wysłuchaliśmy historii o odrzuconej miłości i posądzeniu o czary. Mówiąc o
kulisach wygaśnięcia rodu Gryfitów i smutnym losie Sydonii Pani Weronika
znakomicie nakreśliła klimat polowań na czarownice i tortur na jakie były
narażone osoby którym zarzucano władanie nieczystymi mocami. Spacerując po
wystawie z zainteresowaniem przyglądaliśmy się
dziełom sztuki i różnym świadectwom historii.
Odzyskany w sumie niewiele lat temu portret Filipa I pędzla Lucasa
Cranacha Młodszego z 1541 roku nie zawiódł naszych oczekiwań – obraz ten będący
symbolem całej wystawy utrzymany był w żywych barwach, a w spojrzeniu władcy
czuć było, że „nie da sobie w kaszę dmuchać”.
Już pod koniec zwiedzania trafiliśmy na piękne okazy dawnej biżuterii i ozdób wyciągniętych z sarkofagów w których
spoczywali Gryfici. Chyba żadna z
obecnych Pań nie pogardziłaby słynną - wysadzaną diamentami - egretą , która
była ozdobą kołpaka księcia Franciszka I .
Słuchając Pani Weroniki nawet nie zauważyliśmy, że oto minęły
prawie godziny czasu i ze względu na porę zamykania muzeum pora
kończyć nasze spotkanie z historią. Na zakończenie nasza przewodniczka
otrzymała piękną różę w skromnym podziękowaniu za trud jaki włożyła aby
przybliżyć nas do historii naszego miasta. Jak powiedziała nasza przewodniczka
to było właśnie Jej celem – po prostu czuje wewnętrzną potrzebę (dziś wielu
użyłoby modnego określenia – „ma taką misję”) przybliżania mieszkańcom
Szczecina własnej historii, o której w nawale zajęć i pogoni za dobrami
materialnymi często zapominamy. Uczyniła to całkowicie społecznie – coraz
rzadsza to postawa i tym większa nasza
wdzięczność, że są jeszcze ludzie tacy jak Pani Weronika, którzy chcą robić coś
dla innych.
Mirosław Dudziński